Sierpień to czas dożynek. Trzeba tu powiedzieć o planie dla wsi. Rozumiem, że po dożynkach przychodzi czas, żeby zacząć realizować ten bardzo ambitny plan.
To prawda, plan dla wsi, który został zaprezentowany przez pana premiera ma być takim bardzo mocnym wyjściem do polskiej wsi, do rolników z konkretnymi propozycjami, które mają poprawić sytuację tych, którzy trudnią się pracą na roli, uprawą, ale też produkcją żywności. Jest w nim bardzo wiele ciekawych propozycji, wśród nich chociażby taka, która daje możliwość handlu detalicznego małym producentom żywności, którzy będą mogli sprzedawać swoje produkty lokalnie, od razu na miejscu, bez udziału pośredników, co znacząco powinno podnieść cenę tych produktów. Propozycja większego dofinansowania do paliwa rolniczego, co również jest bardzo wymierną korzyścią. Można by jeszcze wymieniać: chociażby kwestię specjalnej ochrony dla polskiej żywności, specjalnego znaku, który z tym będzie związany – oznakowania produktów wolnych od GMO. Natomiast rzeczywiście dożynki to czas wielkiej radości i czas dziękczynienia i Panu Bogu i ludziom i wspólnego świętowania. Będąc na dożynkach w kilku miejscach na terenie naszego województwa – a zdarzyło mi się być także na dożynkach w diecezji sosnowieckiej, które odbywały się już na terenie województwa śląskiego – jednak staram się od tej narracji uciekać, przede wszystkim dziękując rolnikom za ich ciężką pracę. Trzeba poprzez tę obecność ich docenić, uszanować, podziękować i wspólnie z nimi radować się, świętować. Myślę, że czas na bardzo konkretne omawianie planu dla wsi nadejdzie, zwłaszcza, że przecież już niebawem rusza kampania wyborcza i będzie nabierać rumieńców i poszczególne partie będą prezentować swoje programy. Niewątpliwie Prawo i Sprawiedliwość w dużych szczegółach zaprezentuje zarówno to, co zostało zrobione w kwestii polskiej wsi chodzi o polską wieś przez te prawie trzy lata rządu Zjednoczonej Prawicy, jak i tę propozycje, które są przed nami i są wpisane w plan dla wsi.
To chyba jest sygnał, że budzi się świadomość obywatelska, bo kupując kilogram polskich jabłek zazwyczaj nie zastanawialiśmy się ile sprzedawca dostaje za to, ile bierze pośrednik za to, ile my płacimy. Nie wiem jak jest w innych krajach europejskich, ale w Polsce dysproporcje są gigantyczne. I tak naprawdę ci, którzy obracają tym towarem, zarabiają najwięcej.
To prawda. Tak jest dziś rzeczywiście. To jest też pokłosie tego, że w momencie transformacji państwo polskie pozbyło się chłodni, w których mogły być przechowywane te owoce kupowane od rolników. Dzisiaj one są w zasadzie w całości w rękach prywatnych i to posiadacze tych chłodni dyktują warunki, kupując za drobne, a sprzedając za grube pieniądze. Natomiast ważne jest to, że ktoś sięga po to polskie jabłko. W tym przejawia się patriotyzm gospodarczy. Myślę, że to dobry kierunek, żeby wskazywać te produkty, które są produktami polskimi. Ktoś powie – no dobre, ale one są droższe. Są droższe, ale mają swoją jakość. Wśród płodów rolnych sprowadzanych do krajów Europy zachodniej te polskie należą do najdroższych – dlatego, że są dobre.
I to budzi w pewnym sensie też krąg gospodarczy, bo jeżeli my damy zarobić rolnikowi i, powiedzmy, mamy sklep z meblami, to ten przyjdzie i u nas coś kupi. W ten sposób, jak rozumiem, napędzamy własną gospodarkę.
Tak się napędza właśnie gospodarka. Tak to powinno funkcjonować. Myślę, że taki zachwyt produktami zachodnimi już u nas minął. Jesteśmy też w dużej części zasypywani przez produkty, które trafiają do nas z Chin, ale to też już trochę melodia przeszłości. Polacy potrafią docenić wartość produktu, który jest produktem polskim, który ma swoją markę, swoją jakość, jest po prostu zdrowy.
Małopolska jest o tyle charakterystyczna, że jest tutaj bardzo dużo regionów, których są lokalne potrawy, specjały i tak dalej. Teraz będziemy mieć możliwość pojechania do rolnika, który całkiem legalnie będzie mógł nam sprzedać popularne „mleko od krowy”, będzie możliwe kupno u producenta.
Są takie miejsca w Małopolsce, gdzie to mleko od krowy można kupić. Miałem okazję zupełnie niedawno sam tego doświadczyć. Ale są przecież są też znakomicie promowane przez lokalnych producentów płody rolne. Są święta, takie jak Święto Czosnku i Dni Kapusty, organizowane przez samorządy w porozumieniu z producentami żywności po to, żeby te produkty lokalne promować. Miód jest też dobrem naszego województwa. Mamy zagłębie sadownictwa ulokowane w okolicach Nowego Sącza, oscypki i tak dalej. To jest właśnie to nasze bogactwo, ten nasz potencjał rynku lokalnego, z którym producenci żywności będą mogli wyjść i sprzedawać bezpośrednio, co usunie tę barierę pośrednika, który, jak powiedziałem, tanio kupuje, a drogo sprzedaje.
Zostając trochę w tym temacie – program EtnoPolska.
Program EtnoPolska to propozycja, która już nabrała konkretnych, realnych kształtów i jest realizowana. Wnioski do tego programu można było składać do 20 sierpnia, więc nabór już się zakończył. Ten program został skierowany do środowisk wiejskich, małomiasteczkowych, tych właśnie, które są bogate tradycjami, bo przecież to często koła gospodyń wiejskich, które funkcjonują na terenie naszego województwa i na terenie całego kraju stanowią ostoję tych tradycji, które widzimy w przypadku dożynek. Są pięknie prezentowane poprzez barwne stroje, przyśpiewki, wieńce dożynkowe. To jest ten potencjał, który chcemy ocalić od zapomnienia, chcemy go przekazać kolejnym pokoleniom – dlatego też ten program, który daje możliwość wnioskowania o pozyskanie środków zarówno na projekty miękkie, związane chociażby z przygotowaniem jakiegoś występu, ale też inwestycyjne, czyli na przykład zakup strojów, remonty świetlic, w których spotykają się te koła gospodyń wiejskich, czy spotykają się ochotnicze straże pożarne. Program EtnoPolska ma pomóc zapewnić swoistą ciągłość pokoleniową, poprzez przeznaczanie środków na propagowanie naszej kultury ludowej.
Chcę zapytać o dekomunizację ulic. Jak to wygląda w obecnej chwili?
Stworzyła się taka narracja, że „wojewoda wbrew wszystkim, odgórnie zmienia nazwy ulic, a my nie mieliśmy okazji się w tym temacie wypowiedzieć” i to gdzieś tam pobrzmiewa w mediach. Trzeba sięgnąć pamięcią wstecz do 2016 roku i przypomnieć sobie, że podjęta przez Sejm ustawa dotycząca dekomunizacji wskazała poszczególne podmioty odpowiedzialne za realizacje tej ustawy i terminarz, w jakim powinna być realizowana. Jeśli chodzi o dekomunizacje ulic, to jeszcze w 2016 roku Urząd Wojewódzki rozesłał pisma do wszystkich samorządów, informując, że została przyjęta ustawa o zakazie propagowania komunizmu i wskazując obowiązki, jakie to nakłada na samorządy, jeśli chodzi o zmiany nazw ulic, a także usuwanie pomników. Teraz trwa dekomunizacja pomników na terenie poszczególnych województw. W 2017 roku wysłano do wszystkich samorządów pismo przypominające, zgodnie z opinią Instytutu Pamięci Narodowej wskazującą, które nazwy ulic powinny zostać zmienione i gros samorządów z tego skorzystało. Ze stu takich ulic w Małopolsce jeszcze w roku 2017 zostało potem tylko 25. Te samorządy, które nie podjęły się realizacji ustawy, a prawo trzeba respektować i realizować, otrzymały kolejne przypominające pismo we wrześniu 2017 roku. Kiedy nie było odzewu, w dacie symbolicznej, bo 13 grudnia 2017 roku, podpisałem dziesięć pierwszych zarządzeń zastępczych zmieniających nazwy ulic. Kolejne jeszcze są w procedowaniu, dlatego, że IPN sukcesywnie wydaje te opinie. My w zasadzie kończymy dekomunizację w Małopolsce, jeśli chodzi o wydawanie zarządzeń zastępczych, pozostało ostatnie, które dotyczy gminy Charsznica w powiecie miechowskim. Ustawa daje samorządom możliwość skorzystania z odwołania od zarządzeń Wojewody do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ja to rozumiem i szanuję. Natomiast realizacja ustawy, która jest prawem nie powinna być wykorzystywana w narracji politycznej.